Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Bolesna część

Treść

Restrukturyzacja w nowotarskim SP ZOZ

Dwa podjęte przez wojewodę postanowienia - o wszczęciu restrukturyzacji w nowotarskim SP ZOZ i o jej warunkach - uruchamiają proces skutkujący w praktyce wielu zmianami, w tym budzącą największe obawy personelu "restrukturyzacja osobową". Od 1 stycznia, jak zapowiada dyrektor Adam Chrapisiński, rozpocznie się też "budżetowanie oddziałów".


"Budżetowanie" oznacza, że ordynatorzy oddziałów dostaną znacznie więcej uprawnień, m.in. sami będą decydować o wydatkach w ramach przysługującej im puli kontraktowych pieniędzy, czyli np. o tym, czy zatrudniać więcej personelu z mniejszymi pensjami, czy mniej z wyższymi.

Na razie 70 procent kosztów funkcjonowania szpitala, który po połączeniu z Rabką utrzymuje dokładnie 1.129 etatów - to płace. Zatwierdzony przez wojewodę restrukturyzacyjny program zakłada istotne zmniejszenie tych wydatków i jest to najbardziej bolesna część programu, który na razie był o tyle "przyjazny" dla kadry, że przyniósł wyrównanie zaległości pracowniczych z tytułu tzw. ustawy 203.

Kolejna istotna okoliczność to fakt, że na 1.129 istniejących etatów w szpitalu pracuje realnie 1.049 osób. Reszta związanych umowami o pracę przebywa na urlopach bezpłatnych, wychowawczych, macierzyńskich lub na długotrwałych zwolnieniach lekarskich.

Dyrektor unika na razie odpowiedzi na pytanie, ile osób i z jakich grup przewidzianych jest do zwolnienia.

- Zatrudnienie będzie na poziomie minimalnym, ale wystarczającym - mówi dyrektor, nie ukrywając jednak, że choć po połączeniu szpitali zarysowuje się tendencja wzrostowa, jeśli chodzi o ilość porodów, to redukcja kadrowa może dotknąć głównie grupę pielęgniarek i położnych.

Najwcześniej jednak zaczęła się historia z salowymi. Pierwotny zapis restrukturyzacyjnego programu - w celu zmniejszenia kosztów osobowych - przewidywał zlecenie sprzątania firmie zewnętrznej. Przeciwko takiemu rozwiązaniu oponowała Rada Społeczna SP ZOZ, szybko też - po uznanych za chybione posunięcie doświadczeniach rabczańskich - odstapiła od niego sama dyrekcja. Stanęło na tym, że formę pracy pań sprzątających i tak zmienić trzeba, więc w ramach struktury SP ZOZ zostanie stworzony dział utrzymania czystości. W ten sposób salowych nie "sprzeda" się firmie zewnętrznej, ale też nie będą one pracowały tak jak do tej pory - przypisane poszczególnym oddziałom. Ta zmiana nie będzie dotyczyć tylko miejsc o szczególnym rygorze - jak sterylizacja, sale operacyjne, sala cięć - które muszą być obsługiwane przez stałe, odpowiednio wyszkolone zespoły.

W międzyczasie - być może skutkiem niedoinformowania - panie salowe i sprzątaczki wystąpiły do dyrekcji z pismem uprzedzającym, iż "nie wyrażają zgody na zmianę formy pracy w firmie sprzątającej". Taką reakcję spowodowały zorganizowane przez dyrekcję szkolenia, podczas których "europejskie" metody sprzątania wpajała im szefowa firmy, która przejęła obsługę w Rabce.

Szefostwo szpitala "prześwietliło" z kolei dzień pracy salowych i sprzątaczek, dochodząc do wniosku, że zbyt dużo czasu tracą one na wyręczanie pielęgniarek, noszenie wyników z laboratorium, prowadzenie pacjentów na badania, transport pościeli itd., skoro te czynności można zupełnie inaczej zorganizować. Intencją reorganizacji było też położenie kresu obowiązującym dotychczas limitom powierzchni do sprzątania przypisanym jednej osobie - z chwilą powstania działu utrzymania czystości panie mają sprzątać na zasadzie przydziału zadań, przy czym ta sama ekipa obsługiwałaby równocześnie rabczański oddział nowotarskiego SP ZOZ. Byłby to już system nawet nie tyle europejski, co amerykański...

Spotkanie dyrektora z paniami sprzątaczkami i salowymi miało na tyle nerwowy przebieg, że trudno mówić o rozwianiu obaw niższego personelu. Mocno przestraszone kobiety nie wymogły zapewnienia, że z działem utrzymania czystości nie będzie miała nic wspólnego szefowa firmy obsługującej Rabkę, a od tamtejszych koleżanek wiedziały już, że po wejściu firmy zewnętrznej z kilkudziesięcioosobowego zespołu przetrwało zaledwie kilka pracownic. Reszta odeszła, nie mogąc się pogodzić z warunkami pracy i płacy. Szefowa firmy na razie odsunęła się w cień, ale dyrektor SP ZOZ nie złożył salowym oczekiwanej deklaracji, uprzedzając, że ta pani - jako posiadaczka unijnego certyfikatu - dużo dla niego znaczy.

Panie salowe i sprzątaczki, wiedząc już, że pod koniec miesiąca mają dostać nowe angaże - są nieufne. Zwróciły się o pomoc do Państwowej Inspekcji Pracy. Nie zamierzają też potwierdzać ich odbioru, dopóki się nie upewnią, że nowe zasady, jakie proponuje im dyrekcja, są zgodne z prawem.

- Nie mamy nic przeciwko łączeniu oddziałów dla utrzymania czystości - mówi jedna z nich - ale nie chcemy dojeżdżać do Rabki i Szczawnicy. Oczekujemy też ludzkiego traktowania, a nie gróźb zwolnienia, jak jedna z koleżanek, która źle się poczuła i odeszła na chwilę, żeby sobie zrobić herbatę.

Przewodniczący Rady Społecznej SP ZOZ, Mieczysław Olcoń, nie ma wątpliwości, że w procesie restrukturyzacji trzeba połączone szpitale odciążyć z ok. 160-180 etatów. Zmniejszenie zatrudnienia tylko o 100 osób to już oszczędność 3-milionowa, co przy 35-milionowym kontrakcie rocznym jest sprawą niebagatelną. Bez zwolnień nie ma szans na spełnienie warunków restrukturyzacji, a alternatywą restrukturyzacji jest tylko likwidacja placówki. - Wybieramy mniejsze zło - mówi przewodniczący - a dla salowych i sprzątaczek ten wariant jest lepszy od poprzedniego. Zmiana organizacji była robiona po to, żeby je ochronić przed firmą zewnętrzną, a i sytuacja wymaga przeorganizowania, bo dotąd salowe i sprzątaczki były przypisane do oddziałów. Teraz zostaną na etatach w szpitalu, lecz w ilości niezbędnej do utrzymania porządku. Zwolnienia na pewno będą, bo 80-90 osób to liczba z dość dużą nadwyżką, ale proponujemy dyrekcji, żeby redukcja kadrowa nie odbywała się gwałtownie. Trzeba rozpatrzyć możliwości przejścia niektórych osób na renty, emerytury i zatrzymać je, dopóki nie nabiorą uprawnień; osoby pozostające na urlopach bezpłatnych musiałyby się zdeklarować, czy wracają, czy np. pozostają za granicą. Ta sprawa jest teraz konsultowana ze związkami zawodowymi. W każdym razie tej grupie nie powinna się stać krzywda, nie będzie tak, jak w zakopiańskim szpitalu, gdzie zatrudnienie w granicach 800 osób szybko zmniejszyło się do 400.

Problem w tym, że panie salowe i sprzątaczki nie należą do jednego z dziewięciu związków działających z nowotarskim SP ZOZ-ie, lecz do kilku. Konsultacje na pewno potrwają. I z przyjęciem nowych angaży, zmieniających warunki pracy, zainteresowane z pewnością zechcą zaczekać na opinię Państwowej Inspekcji Pracy.

(ASZ)

"Dziennik Polski" 2005-11-16

Autor: mj