Góry - Bóg - Dekalog
Treść
"Czy jest druga taka wieś, w której z każdego okna byłoby widać góry?" - tak pytał jeden z łopuszniańskich przyjaciół, ludowych mentorów Księdza Profesora w filmie "Twarze Łopusznej". Góry widać też z każdego okna Izby GOK-u: tam na ekranie ożywa twarz, oczy, ręce, a w słuchawkach czy głośnikach słychać głos filozofa, kapłana, obywatela świata i górala, który na miejsce wiecznego spoczynku wybrał miejscowy cmentarz. W 7. rocznicę śmierci ks. prof. Józefa Tischnera, jak co roku przyjaciele z Podhala, Krakowa i całej Polski, "mędrole" - bohaterowie "Historii filozofii po góralsku", nauczyciele z 28 placówek Rodziny Szkół Tischnerowskich, wraz z rodziną Tischnerów, szefową Polskiej Akcji Humanitarnej Janiną Ochojską i redaktorem "Znaku", autorem biografii Jegomościa Wojciechem Bonowiczem stanęli przy grobie. Modlitwę prowadził ks. Jerzy Raźny, od 14 lat proboszcz, teraz żegnający Łopuszną na rzecz Mszany Dolnej. Mszę w kościółku ze złoconym gotyckim tryptykiem różniło od innych nabożeństw to, że każde wezwanie poprzedzone było jakby mottem - myślą ks. Tischnera, zaczerpniętą z jego dzieł. Myśli te wyszukała Maria Tuchowska, prezes Stowarzyszenia "Drogami Tischnera". Wielu obecnych ocierało oczy... Po mszy wszystko przeniosło się do GOK-u i Izby Pamięci - z zespołem im. Ludwika Łojasa i muzyką Leszka Szewczyka, której Jegomość "telo rad" słuchał za życia. Jego ukochana nuta "Krywania" też się rozległa. Pierwszy raz zaprezentowano film - właściwie "brudnopis" filmu, jak go nazwali twórcy - "Twarze Łopusznej". Były to twarze ludzi starszych, którzy niejedno w życiu widzieli, niejednego doświadczyli i doszli do własnej mądrości. Tym prawdziwszej, że kształtuje ona sposób ich bytowania. Seniorzy z rodów: Maciaszów, Smarduchów, Klamerusów, Kuchtów, Ambrożów, Bułów, Kalatów mówili, czym są dla nich góry, a kim Bóg; jak wygląda ich dekalog, co w życiu najważniejsze, co budzi strach. Ludzie ci - oswojeni z codziennym trudem, biedą, troską, mrozem, twardością ziemi, ale i obcujący z cudem górskiej natury - byli prawdziwi i szczerzy, pełni godności i pogody ducha, jaka przychodzi z latami, gdy sumienie jest spokojne. A że pamięć ich nie zawodziła, sięgali lat wojny, okupacji, wskrzeszali postaci Cyganów, Żydów i ich dzieje. Wilk, niedźwiedź, bandzior na bacówce, diabeł i piekło - to budzi w nich wciąż jeszcze strach. - Ta filozofia to chyba moja nauka, telo razy mie słuchoł... - "skromnie" przypomniał z ekranu Ludwik Maciasz, rozmiłowany w pszczołach, a za najważniejszą sprawę mający "życie z naturą". Jegomościa też traktowali ci ludzie według swojej miary; kobiety nie kryły, jak bardzo go było "szkoda na księdza". - W Krakowie się przerobił na takiego poboźnijsego... - ujawniła przyczynę tej straty jedna z łopusznianek. Franciszek Kalata mógł się z kolei podzielić kapitalną opowieścią o podchodzącym z dołu do jego stada na hali Jegomościu i okrutnie ostrym psie, co pognał prosto na niego. Gdy baca zamarł z przerażenia wiedząc, co się stanie - za moment jeszcze bardziej osłupiał na widok psa, merdającego ogonem przed niespodziewanym gościem. - Musi to telo dobry cłek, co się go nawet pies nie chyto... - uznał opiekun kierdla. Scenariusz tego "brudnopisu" to dzieło Beaty Dzianowicz i Łukasza Tischnera. Gospodyni GOK Józefa Kuchta obiecała, że bohaterów filmu zaprosi na spotkanie. (ASZ) "Dziennik Polski" 2007-06-28
Autor: wa