Kontrkandydat przeciwko burmistrzowi
Treść
W ekspresowym, przewidzianym ordynacją trybie, Sąd Wyborczy w Nowym Sączu zajmował się tuż przed Wszystkimi Świętymi wnioskiem kandydata na burmistrza Nowego Targu, Andrzeja Rajskiego, przeciwko drugiemu kandydatowi na burmistrza - obecnie sprawującemu tę funkcję Markowi Fryźlewiczowi. Była to w tym okręgu pierwsza tego typu sprawa. Wnioskodawca, reprezentowany przez adwokata Pawła Kozaka, domagał się dla gospodarza miasta "zakazu rozpowszechniania nieprawdziwych informacji i nakazu ich sprostowania". Sprawa ma związek z ostatnią roboczą sesją Rady Miasta w mijającej kadencji, a dowodem, na który powoływała się strona wnioskująca, był fragment blogu zamieszczonego na stronie internetowej burmistrza kandydata. W dziesięciu zdaniach rozwija on najbardziej emocjonujący dla radnych punkt obrad, czyli interpelację radnego Stefana Majerskiego w sprawie funkcjonowania zakładu garbarskiego przy ul. Grel, którego współwłaścicielem jest kontrkandydat. Zarówno dyskusję (niewolną od podejrzeń o "brudną kampanię"), jak i wyniki kontroli przeprowadzanych w tym zakładzie przez różne służby - Państwową i Społeczną Straż Rybacką, Wojewódzką Inspekcję Ochrony Środowiska, Miejski Zakład Wodociągów i Kanalizacji - opisywaliśmy wcześniej. Problem w tym, że Straż Rybacka i MZWiK sygnalizują nieprawidłowości, których w funkcjonowaniu zakładu nie dopatrzyli się wcześniej inspektorzy WIOŚ. Od 1984 r. na uciążliwość garbarni dla otoczenia piszą skargi także najbliżsi sąsiedzi z prywatnych domów. Skutkiem tego obecny burmistrz interweniował u wojewódzkiego inspektora ochrony środowiska jeszcze w lecie, a teraz o podejrzeniu nielegalnego poboru wody z potoku płynącego kilka metrów od posesji, na której znajduje się zakład, powiadomił Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej. Oprócz kontekstu wyborczego (wnioskodawca podnosił, że składający interpelację radny Stefan Majerski startuje w wyborach z tego samego ugrupowania, co obecny burmistrz) sprawa ta wpisuje się również w kontekst nie od dziś trwającego sporu reszty mieszkańców (zwłaszcza mieszkańców osiedli blokowych) z garbarzami. Ci, którzy nigdy nie mieli nic wspólnego z "mokrą" obróbką skór, czują się bowiem pokrzywdzeni niesłusznym obciążaniem również ich kosztami utylizacji ścieków chromowych. Sygnalizowali to zwłaszcza przedstawiciele spółdzielni mieszkaniowych. Oprócz usunięcia fragmentu blogu pt. Ostatnio na sesji, wnioskodawca domagał się od burmistrza "sprostowania nieprawdziwych informacji" przez zamieszczenie na swojej stronie w rubryce "aktualności" wytłuszczonego tekstu w czerwonym kolorze. Miał on uściślać, że relacja z sesji jest wyłącznie opisem wypowiedzi interpelującego radnego; miał zawierać ubolewanie, że kontrkandydat i jego potencjalni wyborcy mogli przyjąć wskazaną treść jako informację o udowodnionych faktach, także mogących świadczyć o popełnieniu przez kontrkandydata przestępstwa. Przedmiotem ubolewania miało być też skierowanie zawiadomienia do RZGW, skoro nie jest to organ kompetentny do wydawania pozwoleń wodno-prawnych. Notabene pozwolenia wodno-prawne istotnie wydaje starostwo, lecz ciekami zarządza RZGW, władny do sprawdzenia, czy rzeczywiście miał miejsce nielegalny pobór wody z zastawki na potoku. RZGW wpierw odesłał pismo burmistrza do starostwa, starostwo zaś 30 października ponownie przekazało dokumentację do RZG, jako właściciela cieku. Ważne dla wnioskodawcy było również zaznaczenie, iż potok Klikuszówka jest notorycznie zanieczyszczany przez okolicznych mieszkańców ściekami bytowymi i garbarskimi, skutkiem braku kanalizacji w tej części miasta. Przedstawiciel wnioskodawcy podnosił, że zarzuty pod adresem Andrzeja Rajskiego zostały sformułowane pod jego nieobecność, więc został pozbawiony możliwości "elementarnej obrony", a jego wspólnikowi - obecnemu podczas kontroli dokonywanej 19 października - służby ją wykonujące nie udostępniły kopii protokołu. Tymczasem zastawka na potoku została wykonana trzy dni przed zapowiadanym odcięciem dopływu wody do sieci w związku z podłączeniem studni głębinowych. Ponieważ dostawa wody jednak nie została przerwana całkowicie, awaryjne ujęcie okazało się niepotrzebne. Puenta wniosku była taka, że: (...) kandydujący po raz trzeci na stanowisko burmistrza Marek Fryźlewicz wykazał się wyjątkową gorliwością w zakresie ochrony środowiska, osobiście nadzorując i podpisując zawiadomienia w sprawie zakładu swego kontrkandydata. Jednocześnie M. Fryźlewicz nie może pogodzić się z tym, że instytucja niezależna - Wojewódzka Inspekcja Ochrony Środowiska - na przestrzeni bieżącego roku przeprowadzała kontrolę zakładu A. Rajskiego i nie ujawniła nieprawidłowości. MZWiK natomiast - jako zakład budżetowy miasta podległy burmistrzowi - nie może być według wnioskodawcy wiarygodny w roli "biegłego", wskazującego na przekroczenie parametrów ścieków. Ponadto w związku z koniecznością budowy podczyszczalni we wszystkich większych zakładach trudniących się "mokrą" obróbką skór, kontrkandydat już w czerwcu (czyli przed wejściem w życie nowych przepisów) wystąpił do Urzędu Miasta o ustalenie warunków zabudowy i zagospodarowania terenu. Urząd pod przewodnictwem burmistrza, który tak dba o środowisko, zdążył do września zawiadomić wnioskodawcę jedynie o tym, że wszczął postępowanie w tej sprawie. Przekroczył więc termin załatwienia sprawy wynikający z art. 35 kpa, a przecież sprawa budowy tego obiektu powinna być priorytetowa - pisze przedstawiciel kontrkandydata. Burmistrz natomiast stawił się w sądzie ze świadkami w osobach członka Społecznej Straży Rybackiej i inspektora ochrony środowiska z Urzędu Miasta oraz z adwokatem Januszem Ładosiem, który podnosił, że przywołany we wniosku fragment blogu był tylko komentarzem sesyjnych wydarzeń, nie stanowił materiału wyborczego, a MZWiK skierował sprawę zgłoszoną przez wędkarzy do prokuratury. Adwokat wnioskodawcy stał na stanowisku, że jest to forma zniesławienia oraz nagonka na kontrkandydata i powoływał się na ostatnie orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego. Sąd, któremu zostały przedstawione materiały dowodowe, czyli wyniki badań ścieków z laboratorium MZWiK-u, nie widział już potrzeby przesłuchiwania świadków i zaproponował ugodę, której warunki obie strony po zastanowieniu się przyjęły. Burmistrz zobowiązał się do zdjęcia ze swojej strony internetowej wskazanego fragmentu blogu. W jego miejscu pozostała jedynie adnotacja, że tu znajdował się odcinek pt. Ostatnio na sesji. W "Tygodniku Podhalańskim" zamieści oświadczenie, iż nie zamierzał szkodzić kontrkandydatowi i nie inspirował ani nie autoryzował artykułu dotyczącego jego zakładu. Pierwsza w naszym okręgu sprawa wyborcza jest też precedensem innego rodzaju: chyba po raz pierwszy sąd zajmował się internetowym blogiem. (ASZ), "Dziennik Polski" 2006-11-02
Autor: ea