Majówka na Orkanówce
Treść
Słońce prażyło, powietrze nad łąkami drgało w południowej gorączce. Żółty pył drogi pokrywał wędrującą postać znakiem trudu. Szeroka wstęga wiodła Katarzynę Smreczyńską przez grzbiet gorczańskiego wzgórza Pustka do Niedźwiedzia i Poręby. W tobołku na plecach oszczypki i bundz oraz chleby w lnianej szmatce.
Wybrała się w daleką drogę - chce dotrzeć piechotą aż do Krakowa. Tam uczy się młody Franciszek. Jest z niego bardzo dumna. Przyda mu się trochę domowego jedzenia. Droga do Krakowa i z powrotem to dla niej ogromny trud. Jednak nalegała na taki los, wymogła przecież na upartym mężu, by pozwolił kształcić dzieci. Ale znój się opłaci. Jej syn, Władysław Orkan, już wkrótce przemieni gorczańską niedolę, nędzę, jaka sieje się na każdym skrawku tej lichej ziemi, w literaturę poruszającą swoim autentycznym wdziękiem.
*
Słońce prażyło, powietrze nad łąkami drgało w południowej gorączce, gdy konała Zosia Smreczyńska, młoda poetka, córka uznanego w okolicy i w całej Polsce Władysława Orkana. Zgasła tak jak chciała - w samo południe, w czerwcu 1930 roku, będąc młodą, 21-letnią dziewczyną. Swoją wolę zwierzyła wierszowi kilka lat wcześniej, po maturze, zanim jeszcze stwierdzono białaczkę. Nie bała się śmierci. Cieszyła się na spotkanie z matką, gdzieś w lepszym świecie. Nie powiedziano jej, że od trzech tygodni czeka tam na nią także ojciec.
*
25 maja 2005 roku pylista droga z Niedźwiedzia na Orkanówkę była zatłoczona. O godz. 15 rozpoczynała się tu doroczna majówka. Tym razem niezwyczajna, wszak minęło 75 lat od śmierci Orkana i jego córki. To urocze zacisze zabrzmiało głosami świętującej ludności gorczańskiej. Pierwszy raz zresztą była to prawdziwa majówka, bo przy kapliczce została odśpiewana litania ku czci Matki Bożej. Zaproszono też proboszcza parafii w Porębie Wielkiej, Władysława Ulmańca, który odprawił mszę świętą.
Choć odprawiona w intencji wszystkich zmarłych z rodziny poety, nie była to msza żałobna. To liturgia wdzięczności za ujmujące piękno przyrody, za talenty rodzące się na skale i modlitwa ufności. Po nabożeństwie kapela góralska zawiodła gości pod samą Orkanówkę, gdzie dziś honory domu pełni jego kustoszka - Jadwiga Zapała. To, co potem zobaczyli, było wynikiem wytrwałych przygotowań czterech okolicznych wsi: Koniny, Poręby Wielkiej, Podobina i Niedźwiedzia. Kolejno następowały popisy dzieci i młodzieży z tych miejscowości pod kierunkiem nauczycieli i opiekunów artystycznych. Rozbrzmiewały lokalne piosenki i przyśpiewki, na estradzie tańce i przytupy, nawet w wersji unowocześnionej ("break-zbój"). Można też było jeszcze raz zasłuchać się we fragmenty twórczości gospodarza i jego córki, także inscenizowane. I oczywiście, coś na ząb: gospodynie częstowały wyśmienitymi potrawami własnego wyrobu. Był więc żur i kwaśnica, a także gulasz, na deser zaś ciasta. A wieczorem, dla młodych i wytrwałych, zabawa taneczna.
Tekst i fot. KAROLINA NIŻNIK
"Dziennik Polski" 2005-06-13
Autor: ab