Na służbie samorządu
Treść
- Ani na jedno moje pytanie nie odpowiedział pan konkretnie - tak mecenas Zbigniew Piątek skomentował godzinne wystąpienie burmistrza Rabki Antoniego Rapacza przed nowotarskim Sądem Pracy. Sąd przesłuchał wczoraj burmistrza w sprawie byłej kierowniczce Ośrodka Pomocy Społecznej w Rabce, zwolnionej ze stanowiska i przesuniętej do innych zadań w urzędzie.
Joanna Zapała przed rokiem została usunięta ze stanowiska kierownika OPS. Trafiła do pracy na stanowisku referenta w wydziale finansowym Urzędu Miasta, najpierw czasowo, a od lata ubiegłego roku na stałe. Jej miejsce w OPS zajęła inna osoba. Teraz kobieta w Sądzie Pracy domaga się przywrócenia na poprzednie stanowisko i uznania decyzji burmistrza za bezprawną.
Przesłuchiwany przez sąd burmistrz Antoni Rapacz uzasadniał wczoraj przyczyny zmian kadrowych i jednocześnie obszernie przedstawiał swoją filozofię pracy urzędnika samorządowego. Urzędnik miejski, jak wynika z tej filozofii, nie jest przypisany do jednego stanowiska, ale może być przesuwany wedle aktualnych potrzeb, sam zaś musi mieć poczucie służby dla mieszkańców i cieszyć się, że w ogóle pracuje. Jak tłumaczył burmistrz - przyczyną zmiany na stanowisku kierownika OPS był fakt, że rząd przekazał gminom dodatkowe zadanie - wypłatę zasiłków rodzinnych. W Rabce burmistrz zdecydował, że zajmie się tym osobny zespół ds. zasiłków, choć niektóre samorządy nowe zadanie powierzyły ośrodkom pomocy społecznej (tu Antoni Rapacz wywodził, że źle na tym wyszły i z perspektywy czasu wiadomo, że w innych gminach OPS-y źle to realizują). Tworząc zespół ds. zasiłków rodzinnych, burmistrz skierował do niego pracownicę wydziału finansowego z zespołu ds. dochodów. Zbiegło się to w czasie z długotrwałą chorobą kierowniczki tego zespołu, co dodatkowo osłabiło referat. W efekcie burmistrz nie dostawał na czas potrzebnych analiz, nie wiedział, ile podatków gmina ściąga. Dochodziło wręcz do tego, że miejska kasa dostawała mniej pieniędzy i burmistrz musiał wzmocnić ten dział. Przeniósł więc do niego kierowniczkę pomocy społecznej. Burmistrz uznał, że będzie kompetentna, bo obroniła licencjat na Akademii Ekonomicznej.
Tu zaczynają się jednak pewne wątpliwości, na które burmistrz nie odpowiedział jednoznacznie przed sądem. Joanna Zapałowa, co dopiero stwierdził jej mecenas, studiuje zarządzanie kadrami ludzkimi, co w żaden sposób nie wiąże się z nowym stanowiskiem, tylko z poprzednim. W finansach zajmuje się wpisywaniem nazwisk do formularzy i udzielaniem wyjaśnień mieszkańcom. Straciła prawo do wydawania decyzji, z kierownika 10-osobowego zespołu stała się podrzędnym referentem. Usunięto ją ze stanowiska, choć była na nie mianowana, co wzmacnia uprawnienia pracownika.
- Czy mogła to odebrać jako szykany? - dopytywał się sąd burmistrza Rapacza.
- Nie zgadzam się z tym. W nowej pracy zarabia tyle samo, co wcześniej za pracę mniej odpowiedzialną - tłumaczył burmistrz. - Ja podejmuję decyzje merytoryczne! Muszę dbać o całość urzędu, o to, aby dobrze funkcjonował. Dość często zdarza się w urzędzie, że przesuwa pracowników. Pierwszy raz spotykam się z takim podejściem, że ktoś jest z tego niezadowolony.
Rzeczywiście, z wypowiedzi burmistrza jedno wynikało jasno - w urzędzie trwają roszady na stanowiskach. Poważna reorganizacja była w 2002 roku, pracę straciły dwie osoby mianowane, Pracownicy protestowali w Sądzie Pracy. Ostatnio po chorobowym wróciła do pracy kierowniczka zespołu dochodów w wydziale finansowym. I zamiast na posadę kierownika, trafiła... do kasy, gdzie przyjmuje i wydaje pieniądze. Co prawda - jak przyznał burmistrz - chciała awansować na główną księgową w urzędzie, ale na nową główną księgową burmistrz przesunął już panią ze spółki komunalnej. Zaś na kierownika zespołu dochodów burmistrz przesunął księgową z jeszcze innej miejskiej instytucji.
- Pan się tu dopatruje spisku - ripostował pytania prawnika Joanny Zapałowej burmistrz Rapacz. - Nie było tego! (KS)
"Dziennik Polski" 2005-01-13
Autor: kl