Po umorzeniu zażalenie
Treść
Mariusz Dzierżawski z Fundacji Pro wniósł zażalenie na decyzję Prokuratury Rejonowej w Słubicach, która umorzyła śledztwo w sprawie pocięcia przez zamaskowanych sprawców i późniejszego zdemontowania przez służby porządkowe Jerzego Owsiaka antyaborcyjnej ekspozycji "Wybierz życie". Plakaty ze zdjęciami dzieci uśmierconych przed narodzeniem towarzyszące zgromadzeniu publicznemu zorganizowanemu przez obrońców życia człowieka przyciągały uwagę wielu uczestników Przystanku Woodstock, w pobliżu którego były ustawione. Niestety, dla kogoś okazały się nie do zniesienia.
Czynności procesowe na wstępnym etapie prowadzone były blisko trzy miesiące. Ostatecznie prokurator Adam Grochoła zdecydował o umorzeniu postępowania z powodu "braku możliwości wykrywczych" sprawców nocnego napadu, który miał miejsce w lipcu, oraz "z uwagi na brak ustawowych znamion czynu zabronionego" w przypadku zarekwirowania wystawy przez "porządkowy patrol".
Jak się dowiedzieliśmy, złożone 26 listopada odwołanie Dzierżawskiego zostało przez prokuratora przyjęte, wciąż nie ma jednak decyzji co do dalszych działań. Na początku przyszłego tygodnia zażalenie zostanie jeszcze uzupełnione.
Mariusz Dzierżawski uważa, że umorzenie śledztwa w tej sprawie jest dawanym przez organa ścigania sygnałem, że rozbijanie zgromadzeń publicznych nie jest niczym groźnym ani ważnym. - Można dojść do przekonania, że silny ma zawsze rację. Moim zdaniem, to jest bardzo szkodliwe podejście - mówi "Naszemu Dziennikowi", zapewniając, że tej sprawy nie odpuści.
Wystawa ustawiona była na trawniku znajdującym się poza terenem Przystanku Woodstock, mimo to "zainteresowały się" nią służby porządkowe patrolujące tę imprezę i wywiozły zniszczone plakaty. W zażaleniu na decyzję prokuratury czytamy m.in.: "Kluczowym dla prokuratora ustaleniem jest stwierdzenie, że teren, na którym odbyło się zgromadzenie, nie był terenem publicznym. Zdaniem pokrzywdzonego, w materiale dowodowym brak jakiegokolwiek dowodu jednoznacznie potwierdzającego tę tezę". Według Dzierżawskiego, doszło do kilku rażących uchybień, na które organa ścigania nie powinny sobie pozwolić. Chodzi m.in. o "zaniechanie przeprowadzenia dowodów wobec zeznań świadków na okoliczność, iż zgromadzenie zostało zakończone w sposób dobrowolny w sytuacji, gdy zostało ono zakończone pod wpływem groźby użycia siły ze strony grupy mężczyzn z napisem i emblematem 'pokojowego patrolu' WOŚP" oraz o przyjęcie, że "zgromadzenie odbywało się na terenie prywatnym, należącym do Kostrzyńsko-Słubickiej Strefy Ekonomicznej (KSSE), w sytuacji, gdy brak jakiegokolwiek dowodu, iż tak było". Dzierżawski podnosi również argument, że nie przesłuchano wszystkich świadków ze strony Fundacji Pro.
Nie wykryli sprawców, bo nikt ich nie znał
Czym prokuratura uzasadnia swoje postanowienie? Prokurator Adam Grochoła, który sprawę nadzorował z ramienia słubickiej prokuratury, wyjaśnia, że w zakresie uszkodzenia banerów postępowanie umorzono ze względu na niewykrycie sprawców. Jak stwierdza Grochoła, "nie było praktycznie żadnych możliwości wykrywczych", bo napad miał miejsce w nocy i dokonała go grupa zamaskowanych osobników, których nikt nie znał. Jednocześnie zapewnia, że "poszukiwano wszelkich możliwości dowodowych" w zakresie wykrycia napastników, ale ostatecznie nie udało się nic konkretnego ustalić. Natomiast w kwestii zarekwirowania elementów wystawy i tym samym uniemożliwienia przeprowadzenia zgodnego z prawem zgromadzenia prokuratura nie dopatrzyła się znamion czynu zabronionego. Prokurator tłumaczy, że grunt, na którym odbywał się Przystanek Woodstock, nie należał do miasta, a do Kostrzyńsko-Słubickiej Strefy Ekonomicznej oraz - w odniesieniu do pasa drogowego - do Zarządu Dróg Wojewódzkich. Argumentuje, że organizatorzy z prośbą o wyrażenie zgody na przeprowadzenie zgromadzenia powinni zgłosić się nie do urzędu miejskiego, a do KSSE, czego nie zrobili. KSSE zaś wydzierżawiła teren na czas Przystanku Woodstock organizatorom tej imprezy. Prokurator Grochoła uważa, że likwidując wystawę, służby porządkowe Jerzego Owsiaka działały w granicach praw, które przysługiwały dzierżawcy.
Zapytany, dlaczego tak długo trwało dojście do tak prostych wniosków, Grochoła tłumaczył, że śledztwo w obu wątkach było prowadzone jako jedno postępowanie i trzeba było przesłuchać wszystkich świadków obu stron oraz zbadać wszystkie dowody. Kiedy można zatem spodziewać się odpowiedzi na zażalenie? - Pan Dzierżawski wykazuje się tutaj dużą aktywnością i po zapoznaniu się z materiałami dowodowymi zapowiedział złożenie dodatkowych wniosków dowodowych. Po zapoznaniu się z nimi zamierzam niezwłocznie zlecić dalsze czynności procesowe, a następnie rozpoznam wszystko całościowo. Wówczas zadecyduję, czy podjąć śledztwo, czy też przesłać sądowi wszystkie dokumenty do kontroli merytorycznej - wyjaśnia prokurator Grochoła. I dodaje, że przygotowuje odpowiedź na pismo rzecznika praw obywatelskich Janusza Kochanowskiego oraz interpelację poselską "bodajże poseł Beaty Kempy".
Poseł Stanisław Pięta (PiS), który żywo się tą sprawą interesuje, ze zdziwieniem przyjął decyzję prokuratury. Taki finał sprawy utwierdza go w przekonaniu, że są w Polsce ludzie i środowiska cieszące się swego rodzaju nietykalnością. - Tak powstaje świat równych i równiejszych. Ci, którzy występują w obronie życia i fundamentalnych wartości, nękani są różnego rodzaju sankcjami, jak np. Rycerze Kolumba w Bielsku-Białej, na których sąd grodzki nałożył grzywnę. Natomiast innym wolno grozić, zastraszać ich i niszczyć, a jakoś dziwnie policja i prokuratura nie potrafią ustalić prawdy - zauważa parlamentarzysta.
Rycerze też się odwołują
Antyaborcyjna ekspozycja atakowana jest na różne sposoby i w różnych miejscach, bo budzi wiele ludzkich sumień. Rycerze Kolumba ukarani w ubiegłym miesiącu przez Sąd Grodzki w Bielsku-Białej grzywną w wysokości 500 zł za zorganizowanie w lipcu, wspólnie z Fundacją Pro, w centrum tego miasta wystawy "Wybierz życie", odwołali się od tej decyzji. - Tak zwany sprzeciw, ponieważ mówimy o wyroku nakazowym, został złożony pod koniec listopada dzięki aktywności mojego pełnomocnika prawnego. W związku z tym, że sąd grodzki swojego wyroku nie uzasadniał, my też sprzeciwu nie uzasadniamy i uprościliśmy go maksymalnie, pisząc jedynie bardzo ogólnie, że się z tą decyzją nie zgadzamy - informuje Jacek Umel, Wielki Rycerz bielskiego oddziału Rycerzy Kolumba. - Prawo taką możliwość nam pozostawia, a oznacza to de facto kasatę poprzedniego orzeczenia w trybie nakazowym oraz konieczność rozstrzygnięcia sprawy w pełnym postępowaniu sądowym. Teraz czekamy na ustalenie przez prezesa sądu terminu rozpatrzenia sprawy w pierwszej instancji, już z pełnym postępowaniem i z udziałem stron - tłumaczy. Przepisy nie definiują, ile czasu ma na to sąd, jednak z praktyki wynika, że trwa to od miesiąca do pół roku.
Maria S. Jasita
"Nasz Dziennik" 2009-12-09
Autor: wa