"Popiełuszko. Wolność jest w nas" - 27 lutego na ekranach kin
Treść
Mam przed oczami zbolałą twarz płaczącego kapłana. To filmowy ksiądz Jerzy Popiełuszko w swej bezsilności zapłakał, gdy Mieczysław, jeden z jego najbliższych i szczerze oddanych mu współpracowników, podpisał współpracę z SB, po czym poprosił, by ksiądz Jerzy ogłosił ten fakt z ambony podczas Mszy św. za Ojczyznę. Mam też w pamięci inny wzruszający obraz: ksiądz Jerzy w domu rodzinnym. Przyjechał na bardzo krótko. Jakby czuł, że to ostatnia wizyta i pożegnanie z rodzicami. Siedzą oto oboje naprzeciw niego. Zrobił im zdjęcie, a gdy matka zerwała się do zajęć, ksiądz Jerzy powiedział: Posiedź jeszcze, mamo, żebym mógł się na was napatrzeć. Albo inna scena, ksiądz Jerzy prosi siostry zakonne o modlitwę za niego, by w chwili śmierci nie pozostał sam, żeby był świadek. No i finał, jakże rozdzierający, kiedy zmasakrowane, ale żywe jeszcze ciało kapłana z przywiązanym kamieniem spada do wody, wrzucone z mostu przez morderców, a z offu słyszymy głos Jana Pawła II: "Ksiądz Jerzy jak Chrystus ma prawo obywatelstwa w Europie, dlatego że dał życie za nas wszystkich".
Film Rafała Wieczyńskiego próbuje ogarnąć całość życia księdza Jerzego Popiełuszki, ale rzeczą oczywistą jest to, iż dążność do skrótowego potraktowania lat dziecinnych i młodzieńczych była tu niezbędna. Wystarczyło kilka scen początkowych, by zarysować atmosferę domu rodzinnego, w jakiej chłopiec wzrastał. Jednocześnie pokazano w tle tych, którzy w roku 1953 jeszcze nie wyszli z lasu, ciągle ufając, iż pokonają siłą narzucony Polakom przez Sowietów system. Jedna, dwie sceny, pięknie i czytelnie przedstawione, wystarczają w zupełności, by przejść dalej. Bardziej rozbudowany jest wątek służby wojskowej, którą odbywał w latach 1966-1968 w jednostce w Bartoszycach, przeznaczonej specjalnie dla seminarzystów. Aż trudno uwierzyć, aby w czasach pokoju można było tak gnębić kleryka-żołnierza we własnym kraju, stosując wobec niego wymyślny rodzaj tortur. Nieustanne napiętnowanie, karcery, mordercze ćwiczenia w maskach gazowych itp. Ale duch był w nich wolny, gdy nawet ciało odmawiało już posłuszeństwa. Sceny, w których przełożeni dają rozkaz pozbycia się różańca, a kleryk Jerzy odmawia wypełnienia takiego rozkazu, kojarzą się z niewolą jeńców wojennych w obozie wroga, którzy pewnie i tak o wiele lepiej byli traktowani niż polscy księża odbywający służbę wojskową.
Najwięcej miejsca poświęcił reżyser okresowi "Solidarności" i stanu wojennego. To droga szybkiego formowania księdza Jerzego. Właściwie wszystkie okresy życia kapłana przedstawione w filmie są jego drogą formacyjną. To niezwykle trudne zadanie reżyserskie, aby połączyć tło historyczne - w tak wierny i zobiektywizowany sposób tu ukazane - z sytuacją duchową księdza rozwijającą się ku męczeństwu i świętości. Doskonały wybór Adama Woronowicza do roli księdza Jerzego pozwolił pięknie i nadzwyczaj wiarygodnie połączyć te dwie przestrzenie życia kapłana: zewnętrzną - historyczną, i wewnętrzną - duchową. Może nie za wiele jest tutaj scen właśnie takich uduchowionych, ale te, które widzimy, zostały zagrane wręcz genialnie przez Adama Woronowicza. To niezwykle trudne zadanie aktorskie tak głęboko wejść do wnętrza każdej postaci, jaką się gra, a cóż dopiero zbliżyć się do duchowości kapłana, który ma być wyniesiony na ołtarze. Chwile rozmowy księdza Jerzego z Bogiem są tu tak delikatnie i zarazem głęboko i wyraziście przeprowadzone, że identyfikujemy się z bohaterem, ufamy mu, idziemy za nim i wraz z nim prosimy Boga o siłę, by móc zło dobrem zwyciężać.
Prawda, patriotyzm, Bóg - to główne przesłanie filmu o ks. Jerzym. Wielki, głęboki, bardzo piękny film. Znakomity artystycznie. Zrobiony starannie pod każdym względem. Wielopoziomowy. W zależności od wiedzy, doświadczeń osobistych i wspólnotowych, także w zależności od wieku odbiorców i ich wrażliwości owe poziomy będą się otwierały na różnych widzów.
O tym, jak wielką sprawą jest ten film, świadczy także i ten fakt, iż zgodzili się wystąpić w nim na zasadzie dosłownie epizodu znane osobowości życia artystycznego, politycznego, a także duchowni. To sukces reżysera. Nie grają roli, są tu po prostu sobą jako świadkowie tamtego czasu. Świadkowie księdza Jerzego. Swoją obecnością dopełniają ów wielki fresk oparty na dokumentalnym zapisie wydarzeń naszej najnowszej historii. Przez krótką chwilę widzimy więc na ekranie wielką aktorkę Halinę Łabonarską w scenie procesu sądowego nad przywódcami strajku w Hucie Warszawa. Kiedy sędzia orzeka wyrok 3 lat więzienia, Halina Łabonarska intonuje "Jeszcze Polska nie zginęła..." i wychodzi z sali, za nią reszta śpiewając polski hymn. To jedyna w tej sytuacji możliwość wyrażenia swojego sprzeciwu wobec przemocy morderczego systemu i tak jawnej niesprawiedliwości. Jedyna, ale jakże jednoznacznie wymowna. Mocna scena i poruszająca. W innej sekwencji przez moment pojawia się na ekranie twarz symbolu tzw. pierwszej "Solidarności" - Anny Walentynowicz, dziś przez "salon" wypchniętej z życia politycznego i publicznego. W scenie rozdzielania darów w kościele św. Marcina widzimy przez kilka sekund znakomite aktorki: Annę Nehrebecką i Maję Komorowską. Na ekranie pojawia się nawet ksiądz Prymas Józef Glemp w scenie kluczowej dla wyjaśnienia pewnej, dość kontrowersyjnie traktowanej sprawy dotyczącej wysłania księdza Jerzego do Rzymu w okresie dlań już bardzo niebezpiecznym. Ta rozmowa Prymasa Glempa z filmowym księdzem Jerzym to bardzo ważna i potrzebna scena.
Nie mogło zabraknąć w tym filmie także jednego z najwybitniejszych polskich duszpasterzy, ks. dr. Jana Sikorskiego, o jakże wspaniałej, bogatej karcie biograficznej, silnie wpisującej się w ruch niepodległościowy naszej Ojczyzny. Widzimy go przez chwilę (szkoda, że tak krótko) w sekwencji pogrzebu Grzegorza Przemyka. Tłumy ludzi idących w ciszy za trumną chłopca, z uniesionymi do góry palcami w kształcie litery "V", to jedna z najwymowniejszych scen filmu. Głęboko przejmująca, ale zarazem i budująca wspólnotową więź Polaków. Siła płynąca z owej wspólnoty nie mogła być bagatelizowana przez zbrodniarzy systemu, bo pokazywała, że mimo zastraszania "wolność jest w nas". Jednocześnie pogrzeb Grzegorza Przemyka jest tu - można powiedzieć - tragiczną uwerturą do największej zbrodni, jakiej dopuścił się reżim komunistyczny po wojnie, do męczenia i bestialskiego zamordowania księdza Jerzego. Temat muzyczny towarzyszący sekwencji pogrzebu Przemyka rozwija się i wybrzmiewa pełnią dramatycznego wyrazu w scenie najboleśniej odbieranej - morderstwa księdza, a potem pogrzebu. Nie można nie zapłakać.
Temida Stankiewicz-Podhorecka
"Popiełuszko. Wolność jest w nas", scen. i reż. Rafał Wieczyński, prod. Julita Świercz-Wieczyńska, zdj. Grzegorz Kędzierski, muz. Paweł Sydor, scenog. Paweł Kowalczyk.
"Nasz Dziennik" 2009-02-21
Autor: wa