Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Przedwyborcze rozgrywki?

Treść

Zawiadomienie o złamaniu Ustawy o dostępie do informacji publicznej przez przewodniczącego Rady Powiatu nowotarskiego oraz starostę złożył do Prokuratury Rejonowej radny powiatowy Robert Wodziak. Już wcześniej skargę w tej sprawie składał do wojewody oraz do Samorządowego Kolegium Odwoławczego. W obu przypadkach otrzymał odpowiedź, że te organy nie są właściwe do jej rozpatrzenia.

Radny zarówno przewodniczącemu rady Stanisławowi Kowalczykowi, jak i staroście powiatu nowotarskiego Janowi Hamerskiemu zarzuca, że ci świadomie ograniczyli jawność działań władz powiatowych, łamiąc przepisy Ustawy o samorządzie powiatowym i Ustawę o dostępie do informacji publicznej. Dowodzi, że to oni byli odpowiedzialni ustawowo za prawidłowe przygotowanie posiedzenia rady powiatu. Dodatkowo wnosi o zbadanie, czy skoncentrowane w niewielkim pomieszczeniu wielu osób nie stwarzało zagrożenia dla ich zdrowia i życia.

- Pana Wodziaka znam z bardzo dobrej strony. Jako introligator oprawiał mi dzienniki ustaw w zespole adwokackim, dzięki temu dotykał prawa. Zadziwia mnie jednak, że ja sam, mając długoletnią praktykę prawniczą i ukończone studia, nie widzę jakiegokolwiek naruszenia przepisów tam, gdzie widzi je radny - zawiadomienie skierowane do prokuratury komentuje Stanisław Kowalczyk, przewodniczący Rady Powiatu i adwokat. - Myślę, że pan Robert Wodziak chce po raz kolejny zaistnieć podczas kampanii wyborczej, ale przykro mi, że moim kosztem (radny Robert Wodziak i starosta Jan Hamerski kandydują w najbliższych wyborach - przyp. red.).

Zawiadomienie o złamaniu Ustawy o dostępie do informacji publicznej radny skierował jednak nie tylko w imieniu swoim, ale i 350 osób, którym - jak dowodzi - utrudniono w sposób świadomy i zaplanowany wstęp na sesję 30 marca br. Podkreśla on, iż uczynił tak ze względu na przewlekłe i biurokratyczne podejście organów nadzoru, które - jego zdaniem - jedynie przerzucają odpowiedzialność. - Powszechne prawo dostępu do informacji ma swoje źródło w konstytucji RP - dowodzi w swym zawiadomieniu Robert Wodziak. Podkreśla, że to właśnie w ustawie zasadniczej wyraźnie sprecyzowano, iż obywatel ma prawo uzyskać informację o działalności organów władzy publicznej oraz osób pełniących funkcje publiczne. Dowodzi, iż w myśl Ustawy o dostępie do informacji publicznej posiedzenia kolegialnych organów władzy publicznej pochodzących z wyborów są jawne i dostępne, a obywatelom należy wręcz zapewnić odpowiednie warunki, zarówno lokalowe, jak i techniczne. A więc nawet w miarę potrzeb zapewnić transmisję audiowizualną lub teleinformatyczną... - Tak się nie stało w przytaczanym przypadku, gdyż przewodniczący Stanisław Kowalczyk, wiedząc o ilości osób chętnych do wzięcia udziału w sesji z terenu Rabki-Zdroju i okolic, chciał sztucznie ograniczyć liczbę uczestników zaplanowanej sesji, na której była podejmowana kontrowersyjna uchwała - społecznie nie akceptowana - o likwidacji szpitala w Rabce-Zdroju. Dlatego zaplanował posiedzenie Rady Powiatu w "małym i ciasnym" pomieszczeniu, gdzie z trudem mieszczą się wszyscy radni powiatowi, kierownicy podległych jednostek i naczelnicy wydziałów Starostwa Powiatowego - wyjaśnia w zawiadomieniu do prokuratury radny Wodziak. Podkreśla, że taka selekcja jest wręcz niedopuszczalna.

Z tym nie zgadza się sam przewodniczący Rady Powiatu. - Kilkakrotnie zwoływałem sesję w budynku szpitala i nadal zamierzam tak robić, w miarę potrzeby. Znam zresztą inne rady, które mają do dyspozycji ciaśniejsze pomieszczenia - mówi Stanisław Kowalczyk. Podkreśla, że z protokołu sesji wyraźnie wynika, że do sali obrad weszły wszystkie chętne osoby. Natomiast do głosu dopuścił on każdego i nikomu nie odmówił prawa wypowiedzi. - Warunki takie, jakie były, umożliwiały zachowanie wymogów ustawowych mówiących o dostępie do informacji publicznej. Każdy miał możliwość wypowiedzi, nawet poza ustaloną wcześniej listą - w imieniu starostwa dowodzi z kolei sekretarz Bronisław Bublik.

Przypomnijmy, po raz pierwszy radny powiatowy Robert Wodziak skargę na przewodniczącego i starostę złożył do wojewody przed marcową sesją Rady Powiatu, na której miano podejmować uchwałę o fuzji szpitala nowotarskiego z rabczańskim. Dowodził wówczas, iż została złamana ustawa i sztucznie ograniczono udział przeciwników połączenia placówek szpitalnych przy równoczesnej likwidacji samodzielności Rabki. Tuż po sesji radny napisał ponownie do nadzoru prawnego wojewody. Tam wyjaśniono mu, że nadzór ten nie ma w swych kompetencjach badania spraw związanych z ową ustawą, a poza tym zgodnie z przepisami prawa skarga winna trafić do Rady Powiatu. Wówczas radny zwrócił się do ministra spraw wewnętrznych i administracji, do departamentu kontroli administracji publicznej. Tam mu wyjaśniono, że minister nie może ingerować w decyzje nadzoru prawnego wojewody. - 15 czerwca zgodnie z sugestią prof. dr hab. Teresy Górzyńskiej z PAN skargę złożyłem do Samorządowego Kolegium Odwoławczego - przypomina Robert Wodziak. Wyjaśnia, iż poczynił tak, bowiem to SKO jest organem nadzorującym nad samorządem terytorialnym i również Radą Powiatu. Gdy po miesiącu nie otrzymał odpowiedzi, wysłał zapytanie do SKO, czy zamierza ono w ogóle zajmować się tą sprawa. - 19 sierpnia otrzymałem odpowiedź, że sprawa nie może być rozpatrywana przez SKO. Wyjaśniono mi, że SKO zajmuje się tylko sprawami związanymi z odwołaniem się od decyzji, zażaleniami, postanowieniami, żądaniami wznowienia postępowania lub stwierdzeniami nieważności decyzji, a moja skarga w świetle przepisów nie jest "sprawą indywidualną z zakresu administracji publicznej". Zatem SKO nie jest właściwą instytucją do jej rozparzenia... Robert Wodziak dodaje, że w SKO wyjaśniono mu, iż nadzór nad działalnością Rady Powiatu sprawuje prezes Rady Ministrów oraz wojewoda, dowiedział się też, że zgodnie z kompetencjami jego skarga została przekazana wojewodzie. - Uznałem, że moje skargi zatoczyły koło. Stwierdziłem, że najlepiej będzie, jak zajmie się tym prokuratura.

(BES)

"Dziennik Polski" 2005-09-15

Autor: ab