Przetrzepane "parkany" Rafała Radziszewskiego
Treść
Hokeiści Podhala wykonali plan minimum i w dwóch potyczkach z mistrzem Polski wywalczyli trzy punkty, choć przy odrobinie szczęścia mogło ich być więcej. Po dobrym, niedzielnym występie w Krakowie, na wtorkowy, wygrany 4-2 mecz z Cracovią przyszło do hali w Nowym Targu ponad dwa tysiące widzów. Takiej frekwencji dawno nie notowano, ale okazuje się, że ciągle jest zapotrzebowanie na dobry hokej. Przed spotkaniem trener "Szarotek", Wiktor Pysz, wybrał się na spacer do lasu. - Lubię w ten sposób odreagować na stres, rozluźnić się i w ciszy przemyśleć pewne sprawy. I choć nie ma się czym chwalić, to muszę przyznać się, że w pewnym momencie nie wiedziałem, gdzie jestem. Doskonale znam teren, lecz się zgubiłem - mówił szkoleniowiec. W samym meczu już nie zabłądził i przygotowaną na łonie natury taktykę doskonale przełożył na grę. Jego podopieczni zaprezentowali świetny hokej i przez dwie pierwsze tercje mistrzowie Polski sprawiali wrażenie, jakby grali w osłabieniu. Jak w ciągu zaledwie dwóch dni "Szarotki" były w stanie tak zmienić swe oblicze - zastanawiali się kibice. - Nie ma w tym żadnej tajemnicy. Pod Wawelem graliśmy dobrze, ale liczne, kolejne kary w pierwszej tercji zrobiły swoje - twierdzi Pysz. Moim zdaniem wtorkowe spotkanie miało dwóch bohaterów - bramkarza Cracovii Rafała Radziszewskiego i napastnika Podhala Milana Baranyka. Ten pierwszy, który jeszcze grając w Nowym Targu nosił pseudonim "Dziura", od początku bronił pewnie i skutecznie. Złapał, odbił bądź sparował krążek kilkadziesiąt razy i gdyby nie on, to już po pierwszej tercji nowotarżanie prowadziliby różnicą 5-6 goli. Znający się na hokeju kibice, którzy w poprzednich potyczkach niezbyt przychylnie wyrażali się o "zdrajcy", tym razem musieli uznać klasę byłego gracza Podhala. - Już dawno nikt tak mocno nie przetrzepał mu "parkanów" - twierdził jeden z fanów. Po krótkiej aklimatyzacji w stolicy Podhala wreszcie pokazał co potrafi 27-letni Milan Baranyk. A przecież czeski napastnik wrócił do "Szarotek" (po trzech latach) zaledwie przed niespełna miesiącem. Mecz z Cracovią wyszedł mu wyjątkowo - imponował szybkością, techniką i przeglądem sytuacji. Mobilizował kolegów do walki, inicjował akcje i sporo strzelał. W 31. minucie przeprowadził fantastyczną akcję. Przejeżdżając przez niemal całą długość lodowiska mijał rywali i trafił "gumą" w spojenie słupka z poprzeczką! - W niedzielę przegraliśmy w Krakowie 0-1, ale równie dobrze wynik mógł być odwrotny. Dzisiaj nie było już wątpliwości kto jest lepszy. Cracovia po prostu nie istniała. Czy byłem najlepszy? Ja tak swojej gry nie odbieram, bowiem na wynik pracuje cały zespół. Dzisiaj wszyscy wznieśli się na wyżyny, stąd i ja dobrze czułem się na tafli - powiedział tuż po meczu Baranyk. Czech tuż po zejściu z lodu został otoczony przez dziennikarzy. Zanim jednak zdołał coś powiedzieć, nieoczekiwanie wrócił na taflę, bowiem kibice skandowali jego nazwisko. Hokeista w podzięce wykonał piękny ślizg po lodzie, za co otrzymał brawa na stojąco. Po końcowej syrenie szkoleniowcy byli w różnych nastrojach. Trener Podhala tryskał humorem, z kolei opiekun krakowian nie miał ochoty do zwierzeń. Inna sprawa, że jest mocno przeziębiony i od kilkunastu dni walczy z chorobą. Do zakończenia sezonu zasadniczego pozostają cztery kolejki. Podhale czwartego miejsca przed play-off zapewne nie odda, ale jest szansa powalczyć ze Stoczniowcem o trzecią lokatę. W piątek nowotarżanie podejmują TKH Toruń (godz. 18), natomiast w niedzielę zagrają w Tychach. W następny piątek do Nowego Targu przyjadą gdańszczanie, a dwa dni później "Szarotki" udadzą się do Sosnowca. Bez względu na wyniki jedno jest pewne - w pierwszej rundzie play-off podhalanie zmierzą się z TKH Toruń lub Zagłębiem. Trudno w tej chwili stwierdzić, który przeciwnik byłby łatwiejszy do przejścia. Zwłaszcza że, jak uczy historia, na takim kalkulowaniu jeszcze nikt dobrze nie wyszedł. ANDRZEJ GODNY, Hokeiści Podhala wykonali plan minimum i w dwóch potyczkach z mistrzem Polski wywalczyli trzy punkty, choć przy odrobinie szczęścia mogło ich być więcej. Po dobrym, niedzielnym występie w Krakowie, na wtorkowy, wygrany 4-2 mecz z Cracovią przyszło do hali w Nowym Targu ponad dwa tysiące widzów. Takiej frekwencji dawno nie notowano, ale okazuje się, że ciągle jest zapotrzebowanie na dobry hokej. Przed spotkaniem trener "Szarotek", Wiktor Pysz, wybrał się na spacer do lasu. - Lubię w ten sposób odreagować na stres, rozluźnić się i w ciszy przemyśleć pewne sprawy. I choć nie ma się czym chwalić, to muszę przyznać się, że w pewnym momencie nie wiedziałem, gdzie jestem. Doskonale znam teren, lecz się zgubiłem - mówił szkoleniowiec. W samym meczu już nie zabłądził i przygotowaną na łonie natury taktykę doskonale przełożył na grę. Jego podopieczni zaprezentowali świetny hokej i przez dwie pierwsze tercje mistrzowie Polski sprawiali wrażenie, jakby grali w osłabieniu. Jak w ciągu zaledwie dwóch dni "Szarotki" były w stanie tak zmienić swe oblicze - zastanawiali się kibice. - Nie ma w tym żadnej tajemnicy. Pod Wawelem graliśmy dobrze, ale liczne, kolejne kary w pierwszej tercji zrobiły swoje - twierdzi Pysz. Moim zdaniem wtorkowe spotkanie miało dwóch bohaterów - bramkarza Cracovii Rafała Radziszewskiego i napastnika Podhala Milana Baranyka. Ten pierwszy, który jeszcze grając w Nowym Targu nosił pseudonim "Dziura", od początku bronił pewnie i skutecznie. Złapał, odbił bądź sparował krążek kilkadziesiąt razy i gdyby nie on, to już po pierwszej tercji nowotarżanie prowadziliby różnicą 5-6 goli. Znający się na hokeju kibice, którzy w poprzednich potyczkach niezbyt przychylnie wyrażali się o "zdrajcy", tym razem musieli uznać klasę byłego gracza Podhala. - Już dawno nikt tak mocno nie przetrzepał mu "parkanów" - twierdził jeden z fanów. Po krótkiej aklimatyzacji w stolicy Podhala wreszcie pokazał co potrafi 27-letni Milan Baranyk. A przecież czeski napastnik wrócił do "Szarotek" (po trzech latach) zaledwie przed niespełna miesiącem. Mecz z Cracovią wyszedł mu wyjątkowo - imponował szybkością, techniką i przeglądem sytuacji. Mobilizował kolegów do walki, inicjował akcje i sporo strzelał. W 31. minucie przeprowadził fantastyczną akcję. Przejeżdżając przez niemal całą długość lodowiska mijał rywali i trafił "gumą" w spojenie słupka z poprzeczką! - W niedzielę przegraliśmy w Krakowie 0-1, ale równie dobrze wynik mógł być odwrotny. Dzisiaj nie było już wątpliwości kto jest lepszy. Cracovia po prostu nie istniała. Czy byłem najlepszy? Ja tak swojej gry nie odbieram, bowiem na wynik pracuje cały zespół. Dzisiaj wszyscy wznieśli się na wyżyny, stąd i ja dobrze czułem się na tafli - powiedział tuż po meczu Baranyk. Czech tuż po zejściu z lodu został otoczony przez dziennikarzy. Zanim jednak zdołał coś powiedzieć, nieoczekiwanie wrócił na taflę, bowiem kibice skandowali jego nazwisko. Hokeista w podzięce wykonał piękny ślizg po lodzie, za co otrzymał brawa na stojąco. Po końcowej syrenie szkoleniowcy byli w różnych nastrojach. Trener Podhala tryskał humorem, z kolei opiekun krakowian nie miał ochoty do zwierzeń. Inna sprawa, że jest mocno przeziębiony i od kilkunastu dni walczy z chorobą. Do zakończenia sezonu zasadniczego pozostają cztery kolejki. Podhale czwartego miejsca przed play-off zapewne nie odda, ale jest szansa powalczyć ze Stoczniowcem o trzecią lokatę. W piątek nowotarżanie podejmują TKH Toruń (godz. 18), natomiast w niedzielę zagrają w Tychach. W następny piątek do Nowego Targu przyjadą gdańszczanie, a dwa dni później "Szarotki" udadzą się do Sosnowca. Bez względu na wyniki jedno jest pewne - w pierwszej rundzie play-off podhalanie zmierzą się z TKH Toruń lub Zagłębiem. Trudno w tej chwili stwierdzić, który przeciwnik byłby łatwiejszy do przejścia. Zwłaszcza że, jak uczy historia, na takim kalkulowaniu jeszcze nikt dobrze nie wyszedł. ANDRZEJ GODNY, "Dziennik Polski" 2007-01-18 Zdjęcia Jarosław Matyasik Zdaniem trenerów Wiktor Pysz (Podhale): - Cieszy mnie nie tylko wynik, ale przede wszystkim gra. To dla nas ważny, prestiżowy mecz, w którym szybkość i siła były naszymi walorami. Pełna mobilizacja, dobra atmosfera i coraz lepsza postawa Rajskiego nastrajają optymistycznie przed kolejnymi spotkaniami. Słabiej wyglądała gra w przewagach i nad tym trzeba będzie popracować, aby w play-off nie było problemu z tym elementem. Rudolf Rohaček (Cracovia): - Co tu dużo mówić - wygrała zasłużenie drużyna lepsza. Mieliśmy przebłyski dobrej gry, zwłaszcza w trzeciej tercji, ale to za mało na świetnie dysponowanego rywala.
Autor: ea