Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Rabka bez sanatorium

Treść

Członkowie Komisji Zdrowia Rady Powiatu Nowotarskiego jednogłośnie zadecydowali, że nie będą wyrażać opinii na temat projektu uchwały Sejmiku Województwa Małopolskiego w sprawie likwidacji Dziecięcego Szpitala Uzdrowiskowo-Rehabilitacyjnego Rodziny Kolejowej im. A. Piłsudskiej w Rabce-Zdroju.

Niestety, po upływie ustawowego terminu decyzja ta będzie oznaczała dla władz wojewódzkich zgodę. Jednak i tak - niezależnie od tego, czy ta opinia lub inne pozostałych instytucji i samorządów byłyby negatywne - ostateczna decyzja zależy od radnych sejmiku.

- Mam pewne wątpliwości moralne. Jak mam opiniować projekt uchwały, skoro nie miałem wcześniej nic do powiedzenia w tej sprawie? - mówił przewodniczący Komisji Zdrowia Wojciech Gołąb. Dodał on, iż zarówno on, jak i pozostali radni widzą, że za tym krokiem organu prowadzącego przemawiają względy ekonomiczne i sytuacja własnościowa placówki, jednak z powodów natury moralnej nie mogą podejmować w tej sytuacji żadnej decyzji.

O planowanej likwidacji rabczańskiego sanatorium informowaliśmy szczegółowo w środkowym wydaniu "Dziennika".

Podczas przedwczorajszego posiedzenia Komisji Zdrowia Rady Powiatu Nowotarskiego szczegóły dramatycznej dla pracowników sanatorium sytuacji wyjaśniała Urszula Sanak, wicedyrektorka Departamentu Polityki Społecznej Urzędu Marszałkowskiego Województwa Małopolskiego, któremu podlega rabczańska placówka zdrowotna. Podkreślała ona, iż od kiedy organem założycielskim szpitala stał się urząd marszałkowski, jego finanse są wciąż "na minusie". - Wydawało nam się, że będziemy go mogli utrzymać, ale wynik finansowy od 2000 roku stale się pogarsza - tłumaczyła Sanak.

Wicedyrektorka przypomniała, iż w uzasadnieniu uchwały Sejmiku Województwa Małopolskiego głównymi argumentami, przemawiającymi za likwidacją placówki - oprócz trudnej sytuacji finansowej - jest też jej stan prawny. Choć placówka podlega urzędowi marszałkowskiemu, to jednak budynek jest własnością federacji Związków Zawodowych Pracowników PKP. W lipcu władze województwa zwróciły się do Federacji o nieodpłatne przekazanie nieruchomości, niestety, ta jest zainteresowana jedynie sprzedażą. Obiekt wyceniła na ponad 10 mln zł, a wraz z działką - o przeszło milion więcej...

- To trudna sytuacja. Nie mamy dostępu do funduszy unijnych... Nie jesteśmy bowiem właścicielem obiektu, a federacja nie ma z kolei pieniędzy, aby wyłożyć 25 procent wkładu własnego - wyjaśnia Urszula Sanak.

Z kolei dyrektorka dziecięcego szpitala Krystyna Walendowicz wyjaśniała, iż choć początkowo udawało jej się nie tylko skłonić federację do niepobierania czynszu, to nawet do wyłożenia części funduszy na montaż windy, finansowanej częściowo przez PEFRON. - W 2005 roku federacja chciała już zysku - mówiła Krystyna Walendowicz.

W lipcu dyr. Walendowicz złożyła do organu założycielskiego wniosek restrukturyzacyjny zakładu. Urząd marszałkowski wydał negatywną opinię. Jak się okazuje, to wówczas konta szpitala już na poziomie NFZ zostały zablokowane przez komornika. Ten ściągał pieniądze należne pracownikom z tytułu "ustawy 203". W tym właśnie okresie ponad 50 proc. załogi zaczęło egzekwować zasądzone prawomocnymi wyrokami należności. Dodatkowo placówka - jak wyjaśniała dyrektorka - miała wobec załogi zaległości z lat 2000-2002: chodzi o "trzynastki" oraz świadczenia odprowadzane do ZUS.

- Likwidacja szpitala to trudna decyzja - mówiła Urszula Sanak. - Trudna i nieunikniona. Dług wzrasta z miesiąca na miesiąc, a urząd marszałkowski boi się kolejnych kosztów. Szpital już z końcem ubiegłego roku wykazał stratę sięgającą 1,392 mln zł oraz ponad 3 mln złotych straty z lat ubiegłych. Tymczasem mija termin dostosowania obiektu do wymogów sanepidu i przepisów przeciwpożarowych, a ze względu na stan prawny nieruchomości nie można dokonywać tam remontów.

Choć sytuacja w sanatorium od dawna jest trudna, to jednak dyr. Krystyna Walendowicz nie zaprzestała walki o utrzymanie go. Najpierw likwidacji uległa pralnia, potem laboratorium, a myślano i o wyprowadzeniu kuchni. Dyrektorce udało się też podpisać ugody z aż 72 wierzycielami, złożyła też wniosek do Zintegrowanego Programu Operacyjnego Rozwoju Regionalnego Województwa Małopolskiego - chciała pozyskać fundusze na adaptację poddasza do celów rehabilitacyjnych, aby tym sposobem poprawić standard usług. - Samorząd Rabki mnie poparł, rezerwując w budżecie pokrycie 25 procent kosztów tej inwestycji. Niestety, choć wniosek przeszedł wstępną weryfikację, przepadł na etapie panelu ekspertów. Walczę o sanatorium, ale już nie wiem, jak mam to robić - mówiła Krystyna Walendowicz.

Choć wraz z likwidacją placówki pracę straci ponad 100 osób, które będą musiały dostać odprawy, to jednak - jak wyjaśniała Urszula Sanak - będzie to znacznie korzystniejsze dla finansów samorządu wojewódzkiego. - Nas nie stać na kupno obiektu za ponad 11 milionów złotych, a potem na remonty za około 7 milionów. Koszty odprawy dla załogi oszacowano na 460 tysięcy. Wszystkie zobowiązania przejmie na swe barki organ założycielski likwidowanej placówki. (BES)

"Dziennik Polski" 2005-10-07

Autor: ab