Rehabilitacja Baranyka
Treść
W finałowej rywalizacji hokeistów Wojasa Podhala z GKS Tychy jest już 2-0. W starciu numer dwa, rozegranym na nowotarskim lodowisku, Szarotki zwyciężyły 2-0 i do złotego medalu brakuje im jeszcze tylko dwóch wygranych.
Pojedynek nie był spotkaniem godnym finału mistrzostw Polski. Wolne tempo, mnóstwo niedokładności i duża ilość niecelnych uderzeń sprawiały, że przez większość meczu z tafli lodowej wiało nudą. Powodem takiej postawy graczy obydwu drużyn było w dużym stopniu zmęczenie, ale także a może i przede wszystkim, fatalny stan lodu! Dodatnia temperatura na zewnątrz sprawiła, że lód był miękki i nie miał praktycznie żadnego poślizgu.
Oba zespoły przystąpiły do pojedynku w osłabionych składach. W szeregach Podhala zabrakło czeskiego defensora Tomasa Jakesa, którego zmogła grypa. Jeszcze większe ubytki mieli tyszanie. Trener Matczak nie mógł skorzystać z usług kontuzjowanych Adriana Parzyszka i Tomasza Wołkowicza oraz chorego Michala Belicy. Kiedy wydawało się, że w regulaminowym czasie gry kibice nie zobaczą już goli, indywidualną akcją popisał się Baranyk. W 56 minucie czeski skrzydłowy przejął krążek, podjechał z nim kilka metrów i gdy znalazł się tuż przed Sobeckim, popisał się kapitalnym uderzeniem pod poprzeczkę. Tym samym gracz ten zrehabilitował się w pełni w oczach nowotarskich kibiców, za kilkanaście niewykorzystanych sytuacji w półfinałowych bojach z Cracovią. Po tym trafieniu GKS rzucił się do rozpaczliwych ataków. W 58 minucie Wojciech Matczak zdecydował się na manewr z wycofaniem bramkarza. Jednak zamiast wyrównującego gola dla Ślązaków padł drugi gol dla gospodarzy, autorstwa Mariana Kacira. Kolejna finałowa potyczka już w najbliższy piątek o 19.15.
Tekst i fot. (MZ), "Dziennik Polski" 2007-03-15
Autor: ea