Święto trwa nadal
Treść
Lubań Maniowy - Dunajec Nowy Sącz 1-0
Trwa rewelacyjna passa Lubania. W niedzielę, mimo braku najlepszego strzelca zespołu Grzegorza Ciesielki, maniowianie pokonali zagrożony spadkiem Dunajec. Rolę egzekutora przejął tym razem Grzegorz Kęska.
Był on zresztą przedwczoraj ojcem podwójnego zwycięstwa, bo z Lubania pojechał do Kluszkowiec na mecz B-klasowej Zapory z Łęgami Nowa Biała i strzelił jedną z dwóch bramek, które zadecydowały o sukcesie gospodarzy.
- Wszyscy cieszyliśmy się z gola zdobytego przez Grześka - przekonuje trener Aleksander Brożyniak. - Bo dla niego to duża satysfakcja, a dla zespołu powód do radości z odniesionego zwycięstwa. Chłopcy zrozumieli, że mecz trwa 90 minut i nawet w ostatnich sekundach można go wygrać, jeśli się jest konsekwentnym i upartym w dążeniu do celu. Bardzo zależało nam na pokonaniu Dunajca, a tym zwycięstwem przecięliśmy wszelkie spekulacje, że wygrywając w Mokrzyskach chcemy pomóc sąsiadom z Nowego Sącza. Okazało się raz jeszcze, iż morale drużyny jest bardzo wysokie i wszyscy grają dla siebie, nie zaś dla jakichś układów. Mecz toczył się w upale, a mimo to był całkiem niezły. Brak Grześka Ciesielki, Rafała Jandury i jego imiennika - Komorka dał się odczuć, ale nieco żartobliwie powiem, że nie ma ludzi niezastąpionych i wszyscy dublerzy spisali się bardzo dobrze.
Na pięć kolejek przed końcem rozgrywek maniowianie awansowali już na czwarte miejsce w tabeli, a jeśli będą do końca grać tak dobrze, jak dotychczas - skończą sezon na medalowej pozycji, na co przed rozpoczęciem rozgrywek nikt na Podhalu nie liczył.
(KW)
"Dziennik Polski" 2005-05-24
Autor: ab