Z drugiej półkuli do Polski
Treść
To był pomysł, rzucony podczas zajęć kółka dziennikarskiego w Zespole Szkół nr 3 im. św. Jadwigi Królowej w Nowym Targu: aby nawiązać kontakt z Polonią w Argentynie.
Polonistka Anna Miśkowiec poprzez Internet znalazła swoją koleżankę po fachu Agnieszkę Machotę w argentyńskiej Wandzie. Wanda - to kilkunastotysięczna miejscowość blisko granicy z Brazylią. Teraz uczniowie i nauczyciele mogli wypić "rytualny" argentyński napój - yerba mate - z 11-osobową delegacją z wybrzeża rzeki Parany. 9 pań z tej grupy mówi po polsku (z naleciałościami ukraińskimi i litewskimi: wyjechały ongiś z ziem wschodnich). Niektóre z nich to pionierki pochodzące z rodzin rolników, którzy razem z innymi emigrantami zdecydowali się przepłynąć Atlantyk i zasiedlać "ziemię obiecaną". Na początku XX w., kiedy Europę dotknął kryzys ekonomiczny i polityczny, spółki kolonizacyjne wykupywały całe połacie dżungli i organizowały wyjazdy osadnicze. Grupa polskich pionierów uczestniczyła w zasiedlaniu wybrzeża Parany w regionie Misiones. Tam powstała autonomiczna społeczność Wanda - symbol pamięci o polskiej legendzie. Data założenia miejscowości to 15 sierpnia 1936 r. - wtedy pionierzy wysiedli z łodzi na brzeg.
Jak mówiły witane w szkole chlebem i solą bardzo wzruszone rodaczki, to, co miało być "ziemią obiecaną", wkrótce okazało się piekłem na ziemi: pionierzy musieli nauczyć się bytowania w warunkach obcych i groźnych. Walczyli z owadami, umierali od nieznanych chorób, a także po spożyciu trujących roślin i owoców. Na co dzień karczowali dżunglę, urządzali pola uprawne. Zabrane z ojczystego kraju elementy posłużyły im do konstruowania wozów, które potem nazwano wozami polskimi.
Najstarsza w delegacji z Wandy - 78-letnia pani Anastazja, dobrze mówiąca po polsku, wyjechała z kraju jako dziewczynka. Dziś - zahartowana przez ciężkie warunki bytowania - tryska energią i potrafi się cieszyć, że dane jej było odwiedzić rodzinną ziemię. Polska, Podhale zaskoczyły ją zmianami, jakie zaszły przez kilkadziesiąt lat. Z radością patrzy na dorodną, elegancką młodzież.
Dla uczniów była to z kolei niepowtarzalna szansa kontaktu z osadnikami, "ludźmi z żelaza", żywymi uczestnikami emigracyjnych procesów i osiedleńczych zmagań. Razem z argentyńską Polonią szkolna społeczność piła yerba mate, która za oceanem jest wszechobecna: nią zaczyna się dzień, częstuje gości, zabierają ją dzieci do szkoły, towarzyszy każdemu zgromadzeniu jako napój przyjaźni. Napar z yerba mate (intensywniejszy niż z zielonej herbaty) pije się z jednego drewnianego kubka przez rurkę, dolewając gorącej wody. Do pobudzającego napoju Argentyńczycy podają często coś słodkiego lub słonego. W tamtejszej kulturze doskonale zastępuje on naszą herbatę, kawę, alkohol, wodę mineralną itd. Dobre zaparzenie yerby to cała sztuka - Agnieszka Machota musiała się jej uczyć prawie rok. Jednym z większych plantatorów w okolicy Wandy jest Polak Jan Szychowski, człowiek o nazwisku równie trudnym do wymówienia dla miejscowych, jak "skrzypce" czy "trzy".
Od kilku miesięcy - za sprawą 25-letniej Agnieszki, pełnej pasji wolontariuszki rodem z Dębicy, która wcześniej zbierała doświadczenia m.in. w Hiszpanii - działa w Wandzie polska szkółka z nauką języka, lekcjami o kulturze polskiej i scholą. W latach 1940-50 nauczanie polskiego prowadził na ochotnika, dla podtrzymania tradycji, jeden z emigrantów. Teraz w zorganizowaniu zapisów i przygotowaniu salki pomagał m.in. o. Antoni Wróbel - rektor Polskiej Misji Katolickiej w Argentynie. Stała grupa liczy około 80 uczniów w 6 grupach wiekowych.
Po serdecznym przyjęciu w nowotarskiej szkole - śpiewem, pokazem multimedialnym, minikoncertem poezji śpiewanej - Polki z Argentyny były zachwycone góralskim strojem, zaciekawione podhalańską tradycją. Same przywiozły foldery z Wandy, album ze zdjęciami, opowiadały o realiach życia w dalekim kraju. Przywiązanie do polskości okazywały występując w koszulkach z polskim herbem. Wybierały się jeszcze do Zakopanego. Na trasie ich podróży były też Wadowice, Częstochowa, Kraków, Warszawa i Gdańsk.
Wzruszone spotkaniem "u św. Jadwigi" zapraszały do siebie, obiecując ugoszczenie. Album i konwalie (prezent od uczniów) zapachniały im Polską. Podarunkiem od pionierek był oczywiście kubek do yerby z paczuszką suszu. Początek kontaktów jest obiecujący.
(ASZ), "Dziennik Polski" 2007-05-24
Autor: ea