Zatrzymani na wschodzie
Treść
Przed tygodniem w naszym cyklu pt. "Nowy Targ i nowotarżanie na starej fotografii", pan Adam Dziumowicz, emerytowany pracownik kolei zamieszkały w Gliwicach, wspominał swą ostatnią przed wybuchem II wojny światowej klasę IV a z nowotarskiego gimnazjum. Udało mu się rozpoznać nie tylko wszystkich kolegów i koleżanki, ale i profesorów. Zapewnił nas, że zdjęcie odnalezione w domowym archiwum przez panią Krystynę Kudelę, sekretarza Światowego Związku Żołnierzy AK w Nowym Targu, a należące do jej zmarłego męża Bogusława, zostało wykonane na zakończenie roku szkolnego w czerwcu 1939 roku. Gimnazjaliści pewno wówczas nie spodziewali się, że to ich ostatnia wspólna fotografia, a 1 września zamiast nowego roku szkolnego rozpocznie się kolejna wojna światowa XX wieku, której część z nich nie przeżyje... I tak Marian Bełtowski, piąty w górnym rzędzie, nowotarżanin zamieszkały na Ludźmierskiej wraz z tatą, kierownikiem szkoły w Szakalu, zginął w Oświęcimiu. Nieznany jest też los uczniów żydowskiego pochodzenia: Ignacego Springera, siódmego od lewej w górnym rzędzie, oraz dziewcząt: Ruty Schindel (piąta od lewej) i Idy Goldberg (dziewiąta od lewej w dolnym rzędzie tuż za siedzącymi profesorami)... 1 września 1939 roku tuż o świcie pan Adam Dziumowicz wraz z bliskimi pociągiem opuścił stolicę Podhala. Wraz z nimi wyjechali, przynajmniej taką ma on nadzieję, wszyscy mieszkańcy stacji kolejowej. Rodziny te miały bardzo mało czasu na pakowanie dobytku. Niemcy w tym czasie rozpoczęli już bowiem bombardowanie Czarnego Dunajca i Jabłonki. Zawiadowca poinformował o świcie rodziny kolejarzy o podstawieniu dodatkowych 6 wagonów towarowych, do których mieli się zapakować. Podłączono je do pociągu jadącego z Warszawy do Zakopanego. Został on jednak zawrócony z Nowego Targu do Krakowa. - 5 września zobaczyliśmy, że nasz wagon stoi w Podhajcach, ostatniej stacji, oddalonej o 134 km od Lwowa... Tam w prywatnych domach były dla nas przygotowane kwatery - wspomina pan Adam. Wyjaśnia, że w tę podróż w nieznane z Nowego Targu wyruszył wraz z tatą, jego siostrą oraz Helcią, służącą. - To ona mnie wyniańczyła - podkreśla pan Adam. To nie był jednak koniec ich podróży. Już 11 września z Podhajec, tak jak pozostali wędrowcy, pan Adam z rodziną na własną rękę udał się dalej. Uciekinierzy chcieli wrócić do domów. - Gdy pociąg przyjechał na stację Lwów-Łyczaków, dowiedzieliśmy się, że Niemcy zamknęli granice w Przemyślu i w Rawie Ruskiej - wspomina pana Adam. Wyjaśnia, że może na szczęście, wraz z nimi aż z Nowego Targu podróżowała ciocia, która była u nich na wakacjach. Tak się składało, że na stałe mieszkała właśnie we Lwowie, tym sposobem wszyscy pozostali u niej. - To była stara panna i miała bardzo małe mieszkanie. Zaledwie pokój o wielkości 16 - 18 m kwadratowych! Trudno było nam się tam zmieścić. Pan Adam wyjaśnia, że do Lwowa uciekł z Krakowa i brat jego ojca z synem. - 22 czerwca 1941 roku wybuchła wojna niemiecko-rosyjska. Już tydzień potem Niemcy byli we Lwowie - mówi pan Adam. Zaszła wówczas w jego życiu pewna zmiana, jednak nie na długo... - Za bolszewików we Lwowie pracowałem, za Niemców poszedłem do Liceum Handlowego. Skończyłem pierwszą klasę. Chciałem iść do drugiej, jednak w wakacje 1942 roku otrzymałem wezwanie z Arbeitsamtu, czyli urzędu pracy. Nie zgłosiłem się tam. Wiadome było, że nie wróciłbym już stamtąd raczej do domu, zostałbym wywieziony do pracy w Rzeszy. Zapakowałem więc walizkę i 28 sierpnia 1942 roku pojechałem do Nowego Targu. Byłem tam już 29 sierpnia - wyjaśnia pan Adam Dziumowicz. Adam Dziumowicz od zawsze był związany z koleją. Wszak jego tata był maszynistą. Wkrótce po pierwszej wojnie światowej pracował on w Chabówce, mieszkając w Nowym Targu. - Przynależał do parowozowni w Chabówce - wyjaśnia pan Adam. Dodaje, że potem trafił do Nowego Sącza, a stamtąd ponownie w 1933 roku do Nowego Targu. - Gdy tu wróciliśmy, było to jesienią, pamiętam, że zacząłem akurat chodzić do V klasy szkoły podstawowej. To tu w stolicy Podhala pan Adam uczęszczał do gimnazjum. Tak jak i liceum, mieściło się ono w budynku obecnego Liceum Ogólnokształcącego im. Seweryna Goszczyńskiego. - Pierwsza klasa miała zajęcia na 2 piętrze od frontu, a druga i trzecia na pierwszym piętrze. Codziennie, my gimnazjaliści, mieliśmy po 5 lub 6 lekcji - wspomina pan Adam. Już jako młody chłopak chciał iść w ślady ojca. Taki los wróżył mu i uczący go ks. Włodzimierz Pilchowski. Mówił o nim bowiem nie inaczej, jak "maszynista". Mały Adam większość dnia spędzał przecież na stacji kolejowej, gdzie codziennie, dojeżdżając z Zakopanego do Nowego Targu, był ks. Pilchowski. - Pracę na kolei zacząłem jeszcze w czasie okupacji w Nowym Targu. Po wojnie kolej została zmilitaryzowana. Pracowałem w służbie ruchu, mój tata był w służbie mechanicznej. Tuż po wojnie pan Adam trafił do Malborka, w 1948 do Gorzowa Wielkopolskiego, a w pierwszej połowie lat 50. - do Poznania. W 1956 lub 1957 do Warszawy. Ukończył tam politechnikę na kierunku stworzonym specjalnie dla pracowników kolei. - Od 1957 roku pracowałem w Gorzowie Wielkopolskim, a od 1962 w Gliwicach, potem w Bytomiu. Ostatnie 11 lat przed emeryturą, odszedłem na nią od 1 stycznia 1982 roku, w Katowicach. Pan Adam dodaje, że w czasie swego pobytu na Śląsku zawsze mieszkał w Gliwicach i tak jest do dziś. Odwiedza on jednak chętnie strony swej młodości i dzieciństwa. Do dziś ma w Nowym Targu znajomych, a w Chabówce dobrego kolegę. Odwiedza go latem. Za tydzień swymi wspomnieniami podzieli się kolejna "gimnazjalistka" Zofia Koszyca-Firlejczyk. I ją los zaprowadził na Śląsk. Mieszka, jak pan Adam, w Gliwicach. BEATA SZKARADZIńSKA "Dziennik Polski" 2007-12-03
Autor: wa