Zmiany na lodowisku
Treść
Kiedy latem ubiegłego roku nowotarskie lodowisko po zmianie systemu chłodzenia uwolniło się od bomby ekologicznej w postaci 8,5 tony amoniaku, nikt pewnie nie przypuszczał, jak długo będzie się tam tlił spór rozpoczęty zwolnieniem 10 pracowników obsługi.
Ostatni epizod tego sporu to wyrok Okręgowego Sądu Pracy, mówiący o niemożliwości powrotu zwolnionych pracowników na te same stanowiska. Dyrektor Zakładu Gospodarczego Zieleni i Rekreacji złożył jednak rezygnację.
Modernizacja obiektu lodowiska połączona z likwidacją amoniaku i automatyzacją systemu chłodzenia, maszynowni, kotłowni, przepompowni, likwidacją dozoru - w zamyśle rady, która uchwalała środki na tę inwestycję - miała skutkować także wyraźnym zmniejszeniem kosztów osobowych. Niewdzięczna rola typowania pracowników do zwolnienia przypadła administratorowi obiektu, czyli Zakładowi Gospodarczemu Zieleni i Rekreacji. Pierwotnie zwolnienia otrzymało 10 osób z obsługi lodowiska. W przypadku dwóch prawem chronionych (przewodniczącego Komisji Zakładowej NSZZ "S" i społecznego inspektora BHP) były to jedynie zmiany warunków pracy.
Dwaj z tej dziesiątki od razu poprosili o cofnięcie wypowiedzeń, motywując to trudną sytuacją rodzinną, zdecydowali się przyjąć zmienione warunki i pracować we wskazanym miejscu. Z nimi też zakład zawarł nowe umowy. Reszta zwolnionych wystąpiła do sądu pracy, domagając się przywrócenia na wcześniejszych warunkach. Zmiana warunków pracy w przypadku dwóch prawem chronionych osób miała polegać na tym, że po okresie wypowiedzenia można by ich delegować do wszystkich prac na terenach zielonych i obiektach administrowanych przez zakład. Obsługa lodowiska przywykła jednak do czegoś innego - dość kuriozalne umowy z okresu KS "Podhale" gwarantowały im przypisanie do lodowiska. Ta właśnie załoga, protestując ongiś w strajku okupacyjnym przeciwko objęciu obiektu przez prywatnego administratora, została przez Zakład Zieleni przejęta wraz z obiektem.
Dyrektor ZGZiR, Roman Matyasik, nie ukrywa, że przy okazji modernizacji lodowiska chciał "uporządkować politykę kadrową w zakładzie", myśląc wpierw o zwolnieniu tylko pracowników "przypisanych do maszyn", przy czym pozostali byliby wcieleni w inną działalność zakładu. Miasto tymczasem, wykładając pieniądze na modernizację, oczekiwało zwolnienia obsługi i zmniejszenia kosztów osobowych, na forum rady padały pytania o oszczędności, jakie przyniesie redukcja kadrowa. Chodziło o kwotę niebagatelną, bo o 130 tys. zł rocznie.
- Zwolnienia nastąpiły w najgorszym momencie, kiedy pracownicy już się podporządkowali, większość prac w obiekcie wykonała załoga, a ja byłem wykonawcą tych zwolnień - mówi dyrektor Matyasik. - Rozumiem ból tych ludzi. W sądzie pierwszej instancji zwolnieni sugerowali, że trzeba było raczej pozbyć się pracowników "zieleni", ale przecież modernizacja dotyczyła lodowiska... Gdyby ludzie zgodzili się na zmianę umów - może zwolnienia poszłyby innym trybem, brałbym pod uwagę staż pracy itd.
Pierwszy wyrok sądu pracy zapadł latem br. i był on dla zwolnionych korzystny: wszyscy zostali przywróceni do pracy na dotychczas zajmowane stanowiska. Problem w tym, że stanowisk tych (operatorów maszyn, maszynistów, pomocników maszynistów) - skutkiem automatyzacji i likwidacji dozoru - już na lodowisku nie było. Od czasu zmiany systemu chłodzenia nawet maszynownia działała bezobsługowo, elektronicznie połączona z serwisem w Krakowie. W charakterze świadka sąd wzywał także burmistrza. "Zredukowani" pracownicy twierdzili natomiast, że na tych samych stanowiskach zatrudnione zostały inne, niewykwalifikowane lub przekwalifikowane osoby. Dyrektor Matyasik tłumaczył z kolei, że są to już tylko konserwatorzy, a obsługa lodowiska zmniejszyła się do sześciu osób, bynajmniej nieprzypisanych maszynowni, bo lodowisko jest zaledwie częścią zakładu wykonującego wiele innych prac.
W każdym razie sąd uznał, że zwolnienia obsługi lodowiska dokonano z naruszeniem prawa, bez uwzględnienia ich sytuacji rodzinnej i bytowej. Na tej podstawie zostali przywróceni do pracy i w przewidzianym terminie (dokładnie 28 listopada) sześciu ludzi zgłosiło gotowość jej podjęcia. Wtedy dyrektor wykorzystał przepis kodeksu pracy dający mu możliwość przesunięcia każdego pracownika na 3 miesiące do wszystkich działań w zakładzie. Dwaj chronieni prawem - choć pisma przyjąć nie chcieli - zostali w charakterze konserwatorów (jak i sześciu innych) oddelegowani na wszystkie obiekty.
Z wniosku dyrektora Matyasika toczyło się jednak postępowanie odwoławcze i tuż przed Wigilią Okręgowy Sąd Pracy w Nowym Sączu ogłosił wyrok potwierdzający niemożność przywrócenia zwolnionych na stanowiska wcześniej przez nich zajmowane. W tym momencie szef Komisji Zakładowej przedłożył 20-dniowe zwolnienie lekarskie, a społeczny inspektor postanowił skorzystać z kilkudniowego urlopu. Wyrok drugiej instancji uprawomocnił się w momencie ogłoszenia, lecz istnieje jeszcze możliwość złożenia apelacji do Sądu Najwyższego.
Zaległe wynagrodzenia i świadczenia zgodnie z art. 47 KP należne za czas zwolnienia dokonanego z naruszeniem prawa ósemka pracowników też otrzymała przed Wigilią.
- Nie komentuję wyroków, ale widocznie sąd podszedł do sprawy wnikliwie - mówi burmistrz Marek Fryźlewicz, który uprzedzał, że dalsze pozostawanie dyrektora Matyasika na stanowisku zależy od sądowych rozstrzygnięć.
Teraz, choć wynik sporu wydaje się remisowy, dyrektor sam złożył wypowiedzenie, zmęczony psychicznie pracowniczym konfliktem. Tym bardziej że ma już inną ofertę pracy. Obiekt lodowiska zapewne znajdzie się w tymczasowym zarządzie, potem administrator hali - jak zapowiada burmistrz - zostanie wyłoniony w konkursie. (ASZ)
"Dziennik Polski" 2005-12-29
Autor: ab